wtorek, 27 listopada 2012

I. Potwór

 Do tej pory byłam zwykłą szesnastoletnią dziewczyną. „Zwykłą”, bo większość osób w moim wieku ma manię na punkcie wampirów. Ja nigdy w nie, nie wierzyłam, za to moja przyjaciółka, miała obsesję na ich punkcie. Nawet jeśli nienawidziłam filmów o tej tematyce, oglądałam je wraz z nią. Alice, jak teraz na to patrzę, chyba miała jakieś zaburzenia psychiczne. Zrobiła sobie zabieg wyostrzania kłów. Nie pochwalałam tego. Nie wiem skąd, ale miała strzykawkę w domu. Z czasem jej jedynym „pożywieniem” była krew kota. Zbzikowała. Psycholog, psychiatra. Nic nie dawało skutku. Bałam się o nią. Przeczytałam gdzieś, że teraz podczas mody na wampiry, wielu młodych ludzi się do nich upodabnia. Sęk w tym, że ludzka wątroba nie trawi krwi. A ilości, które ona sączyła w ciągu dnia były ogromne. Jej kot dostał zakażenia od brudnej igły, jednocześnie i krew zwierzęcia uległa „popsuciu”. Alice zachorowała, jednak ani na chwilę nie przestawała wierzyć w te żałosne stworzenia. Umarła z wycieńczenia organizmu. Ale to chyba dość normalne skoro NIC nie jadła, prawda? Tylko piła skażoną krew kota. A ja nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia. Ale było za późno. Straciłam ją. Kilka dni po jej pogrzebie, byłam u kuzynki. Wracałam nocą. Wtedy natknęłam się na niego. Próbowałam się bronić, ale popchnął mnie w krzaki. Rozerwał rajstopy, ściągnął majtki. Chwilę potem napierał na mnie, był zbyt silny, albo to ja byłam za bardzo słaba. W dodatku strach mnie sparaliżował. Pragnęłam śmierci. Słyszałam jak sapał, czułam jak dochodził wewnątrz mnie. To było więcej niż obrzydliwe. Nie miałam siły płakać. Patrzałam tylko w ciemne niebo, błagając aby to się skończyło. Twarz oprawcy wydawała się zamazana... albo to ja nie chciałam go pamiętać. To nie było upokarzające, to było tragiczne. Nigdy nie miałam chłopaka, chciałam z kimś wyjątkowym przeżyć ten pierwszy raz, a zrobił to jakiś zwyrodnialec. Trzęsło mną, ale w pewnym momencie miałam wrażenie jakbym wszystko obserwowała z boku. Czułam się jak podmuch wiatru podczas pożaru. On był tym pożarem. On sprawił, że byłam jak wielkie „nic” tamtej nocy. Jakby mnie tam w ogóle nie było. Gdy wyszedł ze mnie, dopiero doszedł do mnie ten ogromny ból w środku. Czułam jak krwawię. Ale się nie ruszyłam. Potwór pochylił się nade mną. Ujrzałam twarz demona. Rozszarpał sobie skórę na nadgarstku i przyłożył do moich lekko rozchylonych i suchych warg. Chciałam je zacisnąć, ale nie mogłam. Chwilę potem na moim języku spoczął ten ohydny płyn. Nagle odsunął rękę i w dłonie chwycił moją szyję, następnie skręcił mi kark.
Gwałtownie otworzyłam oczy i nabrałam powietrza do płuc, sekundę później wypuściłam je. Uniosłam się do pozycji siedzącej. Miejsce między udami nadal bolało, przypominając o tym obrzydliwym wydarzeniu sprzed nocy. Szyja jak i cała reszta ciała była ogarnięta chłodem i dziwnym bólem, dotąd mi niespotykanym. Chłodny wiatr raz po raz pocierał się o moją skórę. Nie miałam na sobie nic prócz poszarpanej tuniki i stanika. Czułam się brudna wewnętrznie, jak i z wierzchu. Pragnęłam jak najszybciej to z siebie zmyć. Wstałam, cicho jęknąwszy z bólu. Włosy miałam posklejane od potu i ziemi. Chwyciłam w nadal trzęsące się dłonie, torebkę i na boso udałam się w stronę mojego domu. Na szczęście, ludzie o tej porze jeszcze spali. Na dworze było pochmurno, a zewsząd panowała wilgoć i mgła. Szłam powoli. Momentami czułam jak coś wbija mi się w stopy, jednak zignorowałam to. Byłam niczym duch. Bez życia. Pomimo że wieczorem nie potrafiłam zapłakać, to teraz słony potok łez płynął bez mojej jakiejkolwiek świadomości. Myślałam tylko o tym, aby jak najprędzej zmyć to z siebie. Było mi bardzo słabo. Gdy po dość długiej i nużącej wędrówce doszłam do domu. Trzęsącą i brudną szczupłą dłonią nacisnęłam na klamkę, jednak drzwi jak się spodziewałam o tej porze były zamknięte. Westchnęłam głośno w końcu świadomie zanosząc się płaczem. Zapukałam w twarde drewno obolałymi palcami. Odczekałam chwilę, aż usłyszałam hałas przy zamku. Dostrzegłam otwierające się drzwi i mamę, nieco zaspaną. Jednak widać było, że ta noc była również tragiczna dla niej, w oczekiwaniu na swoją córkę. Spod powiek rodzicielki wypłynęła rzeka lśniących łez bólu. Ona już wiedziała. Jednak byłam pewna, że w duchu cieszyła się z mojego powrotu. Bez słów objęła moje zbolałe ciało, na co z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Byłam bezpieczna w jej ramionach. Chwilę później siedziałam w kuchni i znerwicowana popijałam herbatę, która wydawała się nad wyraz obrzydliwa i bez smaku. Było już sporo po piątej rano. Mama usiadła na przeciwko mnie, obejmując jedną z moich brudnych dłoni i spoglądając ku mnie z troską.
- Liso, dziecko powiedz mi co się stało – wyszeptała błagalnym tonem. Przełknęłam głośno ślinę i otworzyłam moje cienkie wargi.
- Wracałam od Amandy i... i on mnie napadł... on...on... mnie... – wcześniej nie sądziłam, że tak trudno będzie mi wymówić to jedno, jedyne słowo. Nie potrafiłam dokończyć. Byłam słaba.
- Dobrze nie mów nic więcej kochanie... – Mama była taka nieporadna, nie miała pojęcia co w takiej sytuacji powinna zrobić.
- Idę wziąć prysznic – powiedziałam cichym, beznamiętnym głosem i udałam się w stronę łazienki, po drodze nadal łkając. Gdy doszłam na miejsce, ściągnęłam mimo sprzeciwu moich bolących kończyn resztki garderoby i nim jeszcze weszłam pod prysznic, stanęłam przed lustrem. Swoimi wielkimi, brązowymi oczami przeczesałam całą swoją twarz. Była zmęczona i blada. Cienkie, malinowe wargi nadal trzęsły się z nadmiaru emocji.
Od oczu po samą szyję ciągnęły się wydrążone, ciemne od tuszu, ślady po łzach. Brązowe, zwykle falowane włosy tkwiły w nieładzie, posklejane od jakichś świństw. Westchnęłam głośno i niepewnie weszłam pod prysznic. Z początku niepewnie, odczuwając ból od dotykających mojej skóry gorących strumieni wody, jednak po chwili było to już przyjemne. Z każdą chwilą oddawałam się rozkoszy. Miałam ochotę w ogóle nie wychodzić z łazienki, zostać. Zostać i nie wracać do codzienności. Do wydarzeń minionej nocy. Nie wiem ile stałam bez jakiegokolwiek ruchu, tępo wpatrując się w ścianę, może kilka minut, może kilkadziesiąt. Złapałam laga życiowego, który wydawał się nie mijać. Który miał nękać mnie bez przerwy. Gdy „obudziłam” się ze swojego chwilowego snu na jawie, zaczęłam obmywać moje ciało. Kiedy spuściłam wzrok, dostrzegłam gdzieniegdzie ślady mojej krwi, której strużki powoli i już niemal niewidocznie spływały z miejsca pomiędzy moimi udami. To było takie bolesne, ta cała sytuacja. Chciałam zasnąć... i już nigdy się nie obudzić. Nigdy nie spodziewałam się, że stracę cnotę w tak brutalny sposób. Do tej pory nawet nie miałam chłopaka, więc o tym nie myślałam. A teraz, kto chciałby jakiejś żałosnej, zgwałconej szesnastolatki. Boże, byłam taka młoda, nawet nie zaczęłam wkraczać w dorosłość, a cały świat stracił dla mnie jakikolwiek sens. Nie chciałam żyć. Brzydziłam się swojego ciała. Ciała, które już nie należało do mnie. Posiadł je jakiś mężczyzna, w żaden sposób dobrowolnie. W końcu nie prowokowałam. W duchu pytałam się, tak typowo, dlaczego ja? Ale chyba nie było możliwym by uzyskać na to jakąś sensowną odpowiedź. Wyszłam spod prysznica. Woda skapywała ze mnie na podłogę. Ściągnęłam z haczyka bladoróżowy ręcznik i owinęłam się nim wokoło. Wyszłam z toalety i od razu udałam się do swojego ciemnego pokoju. Nałożyłam na siebie jasną koszulę nocną i skuliłam się na łóżku. Ale nie mogłam zasnąć, chciałam, ale po prostu nie mogłam. To było naprawdę dziwne. Tym samym, aby na chwilę się wyłączyć, poszłam do kuchni i wzięłam kilka tabletek uspokajających. Nie obchodziła mnie ich liczba. Gdy wróciłam do siebie, przysnęłam na chwilę. Jednak nie spało mi się dobrze, co chwilę się rozbudzałam. Bo śnił mi się on. Gdy już miałam dość tego, wstałam. Przez okno, do pokoju wchodziły intensywne promyki słońca. Słyszałam hałas w kuchni. Udałam się tam. Zeszklonymi i zmęczonymi oczyma obserwowałam jak mama stara się nie myśleć o tym jak ktoś skrzywdził jej córkę, robiąc różne na dany moment niepotrzebne czynności. Po jakimś czasie dostrzegła moją obecność i jednocześnie zastygła w miejscu. Nagle do domu niespodziewanie wbiegł mój siedmioletni brat, Nathaniel. Był zapłakany, a z jego kolana sączyła się krew. Mama nakazała mu usiąść na krześle, sama natomiast poszła po jakieś plastry. Mój wzrok był nieobecny, wlepiony w cieknącą krew. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale to było silniejsze, podeszłam do chłopca i kucnęłam przy zranionej kończynie. Dotknęłam jego krwi i niczym w transie, przyłożyłam palec do ust. Była obrzydliwa, jednak po chwili oblizałam swoje kościste palce. Pyszna, stwierdziłam w środku. Spojrzałam na brata, wpatrywał się we mnie z przerażeniem. Nie wiedziałam czemu, póki nie zobaczyłam swojej twarzy w nieopodal stojącym lustrze. Widziałam demona z kłami i czerwonymi białkami oczu, którym się stałam. Ponownie zaczęłam płakać i energicznie, wbijając się w ścianę, cofnęłam od brata. Od razu zaczęłam wycierać o zewnętrzną stronę dłoni, słodkie osocze, które zostało na moich ustach. Byłam ohydna i skrzywdziłam małe dziecko. W dodatku moja twarz nie chciała wrócić do normalności. Błyskawicznie, dosłownie błyskawicznie znalazłam się w łazience, opierając się o umywalkę. Zaczęłam wpatrywać się w swoje odbicie. Czy... czy ja umarłam tamtej nocy? Dopiero teraz sobie przypomniałam jak tamten potwór... dał mi swojej krwi, a potem skręcił kark. Boże, byłam martwa! Byłam... byłam wampirem. Automatycznie przełknęłam głośno ślinę. W dodatku nie mogłam nad sobą zapanować, nad swoim wyglądem, siłą czy szybkością. Odkręciłam wodę, energicznie wyrywając przy tym kurek od kranu i obmyłam swoją twarz. Jednak pod palcami nadal wyczuwałam chropowate żyłki pod oczami. Dopiero po jakichś pięciu minutach zniknęły. Sprawę pogarszał fakt, że w całym domu nadal unosił się zapach krwi Nathaniela. Mimo, że momentami zastępowały go bardziej, lub mniej przyjemne zapachy. Wszystko było intensywniejsze. Nagle usłyszałam wołanie mamy. 

- Chwila! – warknęłam, próbując zatamować wodę z popsutego kranu. Bez skutku, bo połamałam go jeszcze bardziej. Twarz jak i znaczną część koszuli nocnej miałam mokrą. W tej sytuacji byłam kompletnie nieporadna. – Mamo! – zawołałam. Pewnie myślała, że stało się coś poważniejszego. Choć w sumie popsuty, przepraszam, połamany kran to nie drobnostka. Weszła jak burza, a gdy dotarło do niej co się stało, miała minę godną zapamiętania. Pewnie, gdybym nie była w sytuacji jakiej byłam, to roześmiałabym się na cały dom. Ale to nie było śmieszne, nie w tym momencie.
- Odsuń się – nakazała i coś pogrzebała przy popsutym kranie – Choć na kilka godzin powinno się utrzymać – zapewniła, ocierając czoło i spoglądając na mnie z troską. O dziwo, nawet nie spytała jak to się w ogóle stało.
- Jak Nathaniel? – spytałam.
- Dobrze, trochę wody utlenionej i plaster, a teraz znowu poszedł na dwór – w duchu odetchnęłam z ulgą, że młody się nie wygadał. Mój mózg aktualnie nie funkcjonował dobrze, aby wytłumaczyć, to że wyssałam siedmiolatka. Albo miałam taki zamiar.
Nie chciałam już rozmawiać z mamą, więc bez słowa udałam się do swojego pokoju. Zdjęłam zmoknięty materiał i rzuciłam w kąt, a następnie ubrałam na siebie sweter. Chcąc coś sprawdzić podeszłam do okna i delikatnie włożyłam rękę pod światło wpadające cienkimi strugami przez żaluzje. Odczekałam z dwie sekundy i nagle odskoczyłam, sykając przy tym z bólu. Chwilę potem skóra na mojej dłoni, zagoiła się. Oddychałam głęboko. Z niewyobrażalną prędkością, znalazłam się na łóżku, do tamtego miejsca na szczęście Słońce nie docierało. Ale skoro promyki mogły mnie zabić, to jak mogłam gdziekolwiek wyjść? Szkoła, znajomi.Choć to absurdalne, że w danym momencie w ogóle myślałam o szkole. Ale wychodziło na to, że w ogóle nie mogłam wyjść na zewnątrz w ciągu dnia. Ba, nawet w domu mogłam ulec upieczeniu.  I ponownie tego dnia spytałam się...
- ...dlaczego ja? – z moich ust wydobył się szept, a ja sama schowałam głowę w dłoniach.
___________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Kolejny rozdział dodam w następnym tygodniu :> Liczę na szczerą opinię.

Hej!

Witajcie!
Jestem Natalia, mam (o zgrozo!) 13 lat. Moim hobby jest pisanie opowiadań i książki. Blog założyłam z myślą publikacji tu mojego najnowszego opowiadania. Będzie ono o wampirach. Nie żaden ff. Jednak będzie 'inspirowane' Pamiętnikami Wampirów. Ale tylko sama postać, czyli te żyłki, możliwość ochrony przed słońcem za pomocą biżuterii i wgl. Jednak dodam do tego pewne swoje urozmaicenia. Liczę na jakieś tam komentarze może :) Rozdziały będą się pojawiały nieregularne, ale pewnie raz na tyg.
Pozdrawiam! Niedługo pierwsza notka ^^